piątek, 30 października 2015

Dynia-cydr-szałwia

Sezon na dynię w pełni, jesteśmy w przededniu Halloween, więc czas na przepis właśnie z dynią w roli głównej. Nie będzie to jednak pomysł na kolejną zupę albo ciasto dyniowe. Chciałbym zaproponować lekką i prostą w przygotowaniu przystawkę, w której pojawi się również cydr i szałwia. W zasadzie jest to przepis na mus dyniowy (ze słodkiej dyni hokkaido), który możecie wykorzystać na wiele sposobów, łącznie z jego przemianą w zupę albo niestandardowe nadzienie do ciastek. Ja zdecydowałem się jednak na wypełnienie nim babeczek z ciasta francuskiego i podanie ich w towarzystwie wędzonego łososia i anchois. To był eksperyment, który okazał się jednym ze smaczniejszych sposobów na wykorzystanie dyni (ale i pozostałości po ich wydrążeniu) - tak przynajmniej twierdzili ci, którzy mogli zapoznać się z jego efektem na moim przyjęciu urodzinowym... Zresztą, spróbujcie sami!



Składniki (na 12 babeczek):

12 dużych babeczek z ciasta francuskiego
500 g dyni hokkaido
100 ml cydru
10 listków świeżej szałwii
75 g filetów z wędzonego łososia
6 filetów anchois
sól i pieprz
oliwa
suszony imbir
suszona zielona pietruszka

Przygotowanie:

Dynię myjemy, suszymy, kroimy na pół i wyjmujemy pestki. Następnie kroimy ją na małe kawałki, które skrapiamy oliwą i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wkładamy do piekarnika nagrzanego na 180 stopni na ok. 30 minut (pieczemy aż dynia będzie miękka). Wyjmujemy dynię i chłodzimy ją. Następnie obieramy ją ze skórki i miksujemy na jednolitą masę. Dodajemy do niej cydr, bardzo drobno posiekaną szałwię, 1/2 łyżeczki imbiru i (w razie konieczności) odrobinę oliwy. Zagotowujemy całość w garnku i odstawiamy do wychłodzenia. Doprawiamy do smaku solą (nie za dużo, bo anchois i łosoś są słone) oraz pieprzem.

Babeczki nadziewamy musem i wieńczymy każdą z nich kawałkiem wędzonego łososia lub filetem anchois. Posypujemy całość suszoną zieloną pietruszką.

piątek, 2 października 2015

Spaghetti z ośmiornicą i pomidorkami kokajlowymi

Powracam po długiej, wakacyjnej przerwie. Wszystko przez to, że przez ostatnie miesiące zupełnie pochłonęło mnie pisanie mojej pierwszej powieści zatytułowanej Niemartwi. Ciała wasze jak chleb (nawet w tytule jest więc akcent kulinarny!). Książka, która jest połączeniem powieści o zombie z kryminałem i osadzona została w polskich realiach, ukaże się już w najbliższą środę 7 października.  Zainteresowanych odsyłam na stronę Empika, na której można trochę więcej o niej przeczytać: http://www.empik.com/niemartwi-ciala-wasze-jak-chleb-marcela-mikolaj,p1115390994,ksiazka-p. A skoro powieść niebawem trafi do księgarń, ja mogę spokojnie powrócić do gotowania :)

Na pierwszy ogień moje ulubione danie tych wakacji, czyli spaghetti z ośmiornicą. Wiem, że ośmiornica (choć już raz o niej pisałem) nadal nie należy do najpopularniejszych wyborów kulinarnych, a u niektórych osób budzi nawet lęk, ale raz jeszcze zachęcam do jej spróbowania! Tym bardziej że można ją teraz kupić w cenie dobrej wołowiny (30 zł/kg), a jej przygotowanie jest bardzo proste. Warto też przypomnieć o wartościach odżywczych ośmiornicy, bo oprócz tego, że jest to lekkostrawne i niskokaloryczne źródło dobrze przyswajalnego białka, przy okazji zawiera w sobie witaminy B12 i B6 oraz pierwiastki, takie jak selen czy żelazo.

Do tego przepisu wracam ostatnio bardzo często, bo jest łatwy i szybki w przygotowaniu. Używam do niego gotowanej ośmiornicy. Samo gotowanie trwa kilkadziesiąt minut, ale bardzo ułatwia sprawę, bo ośmiornicę możemy przygotować nawet dzień wcześniej i przechować w chłodzie przez noc. W ten sposób przygotowanie spaghetti zajmie nam nie więcej niż piętnaście minut! A do pełnoziarnistego makaronu potrzebować będziemy jeszcze tylko kilku podstawowych składników, czyli cebuli dymki, czosnku, selera naciowego i pomidorków koktajlowych. To szybki, pełnowartościowy posiłek, dobry zarówno na wiosnę i lato, jak i na zbliżającą się wielkimi krokami jesień. Polecam!



 Składniki (4 osoby):

Gotowana ośmiornica:

1 ośmiornica (ok. 1 kg)
100 ml białego wytrawnego wina
1 cytryna
3 ząbki czosnku
3-4 gałązki świeżego tymianku
8-10 ziaren czarnego pieprzu
liść laurowy
sól
woda

Spaghetti:

300 g spaghetti pełnoziarnistego
2 łodygi selera naciowego
250 g pomidorków koktajlowych
2 cebule dymki
2 ząbki czosnku
1/2 pęczka zielonej pietruszki
2 łyżki oliwy extra vergine
sól i pieprz

Przygotowanie:

Do dużego garnka wkładamy zamrożoną ośmiornicę razem z jedna cytryną przekrojoną na pół, obranymi ząbkami czosnku, gałązkami tymianku, liściem laurowym oraz pieprzem. Całość zalewamy winem (można także dorzucić korek z wina - korek podobno sprawia, że ośmiornica szybciej mięknie) i wodą (ok. 1 litr). Gotujemy do miękkości na średnim ogniu (30-60 minut - w zależności od wielkości ośmiornicy). Po ugotowaniu wyjmujemy ośmiornicę z garnka i studzimy do temperatury pokojowej. Po ostygnięciu drobno kroimy ją na małe części.

Na patelni rozgrzewamy oliwę, a następnie dodajemy posiekane cebulę dymkę, seler naciowy i ząbki czosnku. Przesmażamy przez 2 minuty na średnim ogniu. Dodajemy przekrojone na pół pomidorki i smażymy przez kolejne 2-3 minuty. Następnie dodajemy drobno pokrojoną ośmiornicę i zostawiamy całość na ogniu na kolejne 2-3 minuty. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem, posypujemy posiekaną natką pietruszki.

środa, 5 sierpnia 2015

Sorbet cukiniowo-brzoskwiniowy

Trwa podobno najcieplejszy tydzień tego lata, niebawem najgorętszy weekend, a być może także najwyższa temperatura w historii polskich pomiarów. To chyba najlepszy moment na przygotowanie czegoś dla ochłody, co dodatkowo uprzyjemni i osłodzi czas w nieznośne upały. Można oczywiście pójść do sklepu i kupić lody, ale można też pokusić się o odrobinę wysiłku i zrobić własny, domowy sorbet cukiniowo-brzoskwiniowy.

Jak wiadomo, uwielbiam desery, w których pojawiają się warzywa, dzięki czemu stają się one bardziej dietetyczne i lekkie. Do tej pory specjalizowałem się w ciastach, ale teraz przyszedł czas na sorbet. Oczywiście do przygotowania tego typu deseru można użyć różnych warzyw i owoców, ale ja zdecydowałem konkretnie na te, bo właśnie trwa sezon na cukinie i brzoskwinie. Z kolei, aby całość dodatkowo orzeźwić, dodałem do deseru limonki (które spokojnie można zastąpić cytrynami) oraz świeżą miętę (można także dodać inne zioła, na przykład bazylię). Spróbujcie sami!


 Składniki (dla 4 osób):

1 duża cukinia (ok. 500 g)
4 duże brzoskwinie
4 płaskie łyżki cukru trzcinowego
2 limonki
kilkanaście listków świeżej mięty
sól

Przygotowanie:

Cukinię i brzoskwinie myjemy. Cukinię kroimy w drobną kostkę, brzoskwinie przekrawamy na pół, wyjmujemy pestkę i kroimy w drobną kostkę. Limonki parzymy i ścieramy z nich skórkę do naczynia. Na patelnię wyciskamy sok z limonek i wsypujemy cukier. Gdy całość się zagotuje, redukujemy płyn o połowę i dodajemy cukinię oraz szczyptę soli. Gotujemy aż cukinia zmięknie i cały płyn odparuje. Następnie dodajemy brzoskwinie, skórkę z limonki i posiekane listki mięty. Gotujemy jeszcze kilka minut. Odstawiamy do ostygnięcia. Gdy masa jest już chłodna, przecieramy ją przez sito do naczynia i wkładamy naczynie do zamrażarki. Co godzinę mieszamy widelcem, tak by nie powstały grudki. Wyjmujemy z zamrażalnika 15-20 minut przed podaniem. Sorbet podajemy udekorowany świeżą miętą.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Tartaletki z owocami morza

To szybki przepis na szybką, ale bardzo efektowną i lekką przystawkę albo przekąskę na imprezę. Świetnie sprawdzi się w upalne, letnie dni, ale równie dobrze można ją przygotować przez pozostałą część roku. Tartaletki, czyli kruche babeczki wprawdzie najpopularniejsze są w wersji na słodko, jednak ich wytrawna wersja może zaskoczyć, a i doskonale nadaję właśnie na imprezę. Babeczki można upiec samemu, choć przyznaję, że w tym akurat przypadku poszedłem na łatwiznę i kupiłem gotowe tarteletki, które sprawdziłem już przy kilku innych okazjach, skupiając się przede wszystkim na ich wypełnieniu.

Na spotkanie ze znajomymi przygotowałem dwie wersje tartaletek, choć w obu głównymi bohaterami były owoce morza. Pierwsza z nich to sałatka z małżami venus (można je dostać w niektórych sklepach w małych słoiczkach w zalewie), selerem naciowym, cebulą dymką, zieloną papryką, zieloną pietruszką i skórką z limonki. Od razu dodam, że tego rodzaju sałatka świetnie sprawdza się też bez babeczek, na przykład jako dodatek do dania głównego. Druga to zestawienie wędzonych małży, filetów anchois, suszonej moreli i koperku - połączenie dość niecodzienne, ale jedno z moich ulubionych w ostatnim czasie. Polecam!



Składniki (dla 6 osób):

24 kruche babeczki

Sałatka z małżami:

1 słoiczek małży venus w zalewie
1 łodyga selera naciowego
1 cebula dymka (zielona część)
1/2 zielonej papryki
1/4 pęczka zielonej pietruszki
1 limonka
1 łyżeczka oliwy extra vergine

Sałatka z anchois:

1 puszka wędzonych małży
4 filety anchois
4 suszone morele
1 gałązka świeżego koperku

sól i pieprz

Przygotowanie:

Odsączamy małże z zalewy. Seler naciowy, cebulę dymkę, zieloną paprykę i zieloną pietruszkę drobno siekamy. Limonkę parzymy, a następnie ścieramy z niej skórkę. Łączymy wszystko razem z szklanym naczyniu, dodajemy oliwę oraz sól i pieprz do smaku. Odstawiamy na 30 minut do lodówki, aby całość się przegryzła. Następnie napełniamy tartaletki sałatką.

Odsączamy wędzone małże. Filety anchois i morele kroimy na trzy (morele w podłużne paski). Do każdej tartaletki wkładamy jedną małżę, 1/3 filetu anchois i 1/3 moreli oraz kawałek świeżego koperku.

poniedziałek, 25 maja 2015

Stir fry z kalmarami, zielonymi szparagami i makaronem soba

Po małżach i ośmiornicach czas na kolejne z moich ulubionych owoców morza, czyli kalmary. Zdaję sobie sprawę, że to nie najpopularniejsze produkty w polskiej kuchni, ale od czasu do czasu warto przecież poeksperymentować i spróbować czegoś nowego. Warto tym bardziej, że kalmary są coraz łatwiej dostępne w Polsce - wprawdzie najczęściej możemy dostać mrożone, ale za to już w całkiem rozsądnej cenie. Mrożone kalmary mają także jedną zaletę - są już wstępnie oczyszczone i gotowe do spożycia, więc nie ma z nimi wiele roboty. Może więc warto spróbować i przygotować je wyjątkowo już jutro specjalnie dla naszych mam?

Kalmary świetnie nadają się do nadziewania (na przykład ryżem i warzywami), ale ponieważ jest to dość pracochłonne, wybrałem (jak zwykle) proste i szybkie rozwiązanie, którego przygotowania zajmie nam kilkanaście minut. Zdecydowałem się mianowicie na stir fry, do którego użyłem zielonych szparagów (w końcu to już ostatnie dni maja) oraz japońskiego makaronu soba (cienkiego, brązowo-szarego makaronu z mąki gryczanej, którego często używam właśnie do wszelkiego rodzajów stir fry, choć oczywiście możecie go zastąpić innym wschodnim makaronem). W tym przypadku nie musimy martwić się kalmarami - wystarczy, że potniemy je na krążki i przesmażymy przez półtorej minuty na rozgrzanej oliwie. A kiedy dodamy do tego kolejne cztery minuty na przesmażenie warzyw i minutę na wymieszanie wszystkiego z ugotowanym makaronem, wyjdzie na to, że przygotowanie takiego efektownego dania zajmie nam mniej niż 10 minut. Sprawdźcie sami!


Składniki (4 osoby):

200 g makaronu soba
500 g mrożonych kalmarów
250 g zielonych szparagów
2 szalotki
2 ząbki czosnku
1 kawałek świeżego imbiru
1 papryczka chili
3 łyżki oliwy z wytłoczyn
2 łyżki sosu sojowego
1 łyżeczka cukru brązowego
1/2 cytryny
1/2 pęczka zielonej pietruszki
sól i pieprz

Przygotowanie:

Kalmary rozmrażamy zgodnie z instrukcją na opakowaniu, a następnie dokładnie myjemy. Na kalmary składają się dwie części: nóżki kalmarów i ich tuby. Z nóżek odcinamy wszystkie twarde elementy, na które trafimy i które przypominają chrząstkę. W tubach sprawdzamy, czy nie pozostały części struny grzbietowej - coś, co przypomina plastikową szpatułkę. Jeśli trafimy na nie, wyrzucamy. Następnie kalmary ponownie płuczemy i dokładnie suszymy. Tuby kroimy na krążki.

Szparagi myjemy, suszymy, odcinamy zdrewniałe końcówki i kroimy na trzy równe części. Szalotkę, ząbki czosnku i imbir obieramy, a następnie kroimy - szalotki i czosnek w talarki, a imbir w drobną kostkę. Siekamy papryczkę chili.

Makaron gotujemy w osolonej wodzie przez 3 minuty, a następnie odcedzamy na sitku. W tym czasie rozgrzewamy oliwę w woku, a następnie smażymy w nim przez cztery minuty warzywa, ciągle mieszając. Wyjmujemy warzywa i dodajemy na rozgrzanego woka kalmary (jeśli patelnia jest sucha, dodajemy na nią odrobinę oliwy). Smażymy kalmary przez półtorej minuty, następnie dodajemy usmażone warzywa i ugotowany makaron. Mieszamy dokładnie, dodając przy tym sos sojowy, cukier brązowy i sok z połowy cytryny. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem, a na koniec posypujemy posiekaną natką pietruszki.

środa, 20 maja 2015

Pełnoziarniste spaghetti z zielonymi szparagami i tuńczykiem

Póki trwa sezon na szparagi, przedstawiam ich kolejną odsłonę. Dzisiaj krótko i na temat, bo i przepis błyskawiczny. To kolejny pomysł na prostą sałatkę makaronową, która świetnie sprawdzi się jako lunch albo obiad do pracy lub na uczelnię, o czym niedawno ponownie przekonali się moi znajomi z uniwersytetu (Sandra, Piotrek - pozdrawiam!). Nie wymaga wiele pracy i można ją z powodzeniem przygotować dzień wcześniej. To zresztą nawet wskazane, bo w ten sposób, przez noc w lodówce, smaki będą mogły się lepiej "przegryźć".

Tego rodzaju sałatka to także pożywny i zbilansowany posiłek. Tuńczyk i zielone szparagi to m.in. świetne źródła białka, pełnoziarniste spaghetti z kolei dostarczy nam niezbędnej porcji węglowodanów, a oliwa z pierwszego tłoczenia zaspokoi zapotrzebowanie organizmu na pełnowartościowe tłuszcze. Do tego jeszcze tylko pomidory, czyli źródło potasu i magnezu, cebula dymka oraz sok z cytryny i pomysł na lunch gotowy. Koniecznie spróbujcie!


Składniki (dla 2 osób):

160 g pełnoziarnistego spaghetti
250 g zielonych szparagów
150 g kawałków tuńczyka w sosie własnym
2-3 pomidory rzymskie
1 cebula dymka
1/2 cytryny
2 łyżki oliwy extra vergine
1/2 pęczka zielonej pietruszki
sól i pieprz

Przygotowanie:

Makaron gotujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu w mocno osolonej wodzie. Szparagi myjemy, osuszamy i odcinamy zdrewniałe końcówki. Szparagi tniemy na trzy równe części i gotujemy na parze przez 4 minuty, tak aby pozostały al dente. W dużym naczyniu mieszamy ze sobą ugotowane szparagi, posiekaną cebulę dymkę, oliwę, sok z cytryny i pokrojone w kostkę pomidory. Mieszamy, a następnie dodajemy ugotowany makaron oraz odsączonego tuńczyka. Po dokładnym wymieszaniu doprawiamy do smaku solą i pieprzem oraz posypujemy posiekaną natką pietruszki.

poniedziałek, 18 maja 2015

Pilaf z zielonymi szparagami i stek z antrykotu

Sezon na szparagi w pełni, dlatego w najbliższym czasie kilka pomysłów na przygotowanie dań właśnie z nimi w roli głównej. To jedno z tych warzyw, które świetnie nadają się do przygotowania zupy, pasty czy risotto, ale i jako dodatek do mięsa czy ryby. Lubię zarówno białe, jak i zielone szparagi, choć najczęściej wybieram te drugie, bo w przeciwieństwie do białych nie wymagają obierania, a skoro można sobie nieco ułatwić życie, to czemu nie? Ubolewam też niezmiernie nad tym, że sezon na szparagi trwa tak krótko, bo oprócz tego, że są one kolejnym świetnym źródłem białka, mają także bardzo mało kalorii, dużo składników mineralnych, a jakby tego było mało, są również afrodyzjakiem.

Ponieważ staram się maksymalnie wykorzystać ten krótki okres, w którym dostępne są szparagi, na ogół przez cały maj przygotowuję niemal codziennie dania właśnie z nimi, często próbując przy tym nowych smaków i sprawdzając nowe pomysły. Taką nowością w mojej kuchni, która była odkryciem zeszłego tygodnia, jest pilaf z zielonymi szparagami - proste, szybkie i efektowne w smaku danie, które samo w sobie może być głównym posiłkiem w ciągu dnia, ale i równie dobrze sprawdzi się jako dodatek, na przykład do grillowanego steku z antrykotu marynowanego w kminie rzymskim, kolendrze i ostrej papryce, czyli moim ulubionym połączeniu jeśli chodzi o tego rodzaju steki.

Swój pilaf przygotowałem z dzikim ryżem, czyli z owsem wodnym, który uwielbiam, ale którego też ze względu na wysoką cenę nie wybieram tak często, jakbym sobie tego życzył. Żałuję tym bardziej, że to kolejna bomba białka, witamin i składników mineralnych, która idealnie komponuje się właściwie ze wszystkimi rodzajami dań. Ale oczywiście możecie przygotować tego typu pilaf z innymi odmianami ryżu, począwszy od białego długoziarnistego (choć tego ryżu akurat nie polecam), przez jaśminowy czy basmati, a kończąc na czarnym. Niemniej wydaje mi się, że najlepszym zamiennikiem będzie brązowy ryż i proponuję wypróbowanie tego przepisu właśnie z tą odmianą (pamiętajcie jednak aby bardzo dobrze przesmażyć ryż na patelni przed gotowaniem, wtedy będzie miękki po ugotowaniu!).


Składniki (2 osoby):

Pilaf z zielonymi szparagami

250 g zielonych szparagów
140 g dzikiego ryżu
1 cebula
2 ząbki czosnku
1/2 papryczki chili
300 ml bulionu warzywnego
1 cytryna
oliwa extra vergine
1/2 pęczka natki pietruszki
sól i pieprz do smaku

Stek z antrykotu

2 steki z antrykotu (ok. 200 g każdy)
1 łyżka zmielonego kminu rzymskiego
1 łyżka zmielonej kolendry
1 łyżka ostrej papryki
oliwa extra vergine
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:
Steki myjemy i osuszamy. Mieszamy ze sobą kmin, kolendrę i paprykę, dodajemy łyżkę oliwy i smarujemy steki marynatą. Następnie wkładamy je do lodówki (przykryte folią spożywczą) na co najmniej godzinę. Wyjmujemy 30 minut przed grillowaniem. Grillujemy steki na mocno rozgrzanym grillu posmarowanym oliwą - po 3 minuty z każdej strony, jeśli chcemy, aby stek był medium rare (odpowiednio dłużej, jeśli lubimy je bardziej wypieczone). Zdejmujemy steki z grilla i dajemy im odpocząć przez kilka minut. Doprawiamy do smaku świeżo zmieloną solą i pieprzem.

Przemywamy ryż i osuszamy go na sitku. Na patelni rozgrzewamy oliwę i dodajemy na nią drobno posiekaną cebulę. Szklimy cebulę, a następnie dodajemy posiekane ząbki czosnku, papryczkę chili i ryż. Smażymy przez 2 minuty, ciągle mieszając, a następnie dodajemy gorący bulion. Gotujemy na średnim ogniu pod pełnym przykryciem przez 30 minut. Myjemy szparagi, odcinamy zdrewniałe końcówki i po 20 minutach gotowania ryżu dodajemy drobno pokrojone szparagi (poza główkami). 3 minuty przed końcem gotowania dodajemy główki szparagów, startą skórkę z połowy cytryny. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem, posypujemy posiekaną natką pietruszki.

wtorek, 12 maja 2015

Koktajl ze szpinku i banana

Wiosna w pełni, niebawem lato, więc zaczyna się sezon na koktajle. Przyznam, że do tej pory nie byłem ich specjalnym fanem. Przygotowywałem je wprawdzie od czasu do czasu w ciągu lata, nigdy jednak nie były stałym elementem mojego menu. Ale teraz w końcu przyszedł czas na zmiany! Głównie za sprawą treningów na siłowni i zdania sobie sprawy z faktu, że koktajle to świetny sposób na przemycenie niektórych składników, które trudno byłoby inaczej dostarczyć organizmowi. Mowa o takich rzeczach, jak pestki dyni, jagody goji czy siemię lniane. Można je wprawdzie dodać na przykład do domowego musli, ale można je także wypić w postaci smacznego, zdrowego koktajlu i teraz wybieram tę ostatnią opcję!

Do wypróbowania tego przepisu, a przy okazji do stałego picia koktajli, zachęcił mnie świeży szpinak. Czemu właśnie szpinak? Jak już kiedyś pisałem, ma on w sobie dużo białka, a skoro tak to pomyślałem, że być może dałoby się zrobić na jego bazie świetny koktajl potreningowy. To o tyle istotne, że najczęstszy sposób przygotowania szpinaku, czyli duszenie, powoduje, że jest on dość specyficzny w smaku i nie sposób go jeść w dużych ilościach... A w postaci koktajlu to zupełnie co innego! Nie dość, że smakuje świetnie to jeszcze dodaje koktajlowi świeżości.

Ale piję go także ze względu na wspomniane już pestki dyni, jagody goji i siemię lniane (choć oczywiście Wy możecie uzupełnić go o kolejne elementy według własnego uznania!). O cudownych właściwościach dwóch pierwszych chyba wszyscy już słyszeli, ale siemię lniane, a tym bardziej pestki moreli, to nadal rzadko używane produkty, które zaskakują bogactwem wartości odżywczych. Wystarczy powiedzieć, że zawiera dużo niezbędnych dla właściwego funkcjonowania organizmu nienasyconych kwasów tłuszczowych z rodziny omega-3 (w takiej ilości, w jakiej występują one w rybach) i omega-6, a ponadto jest bogatym źródłem błonnika, witaminy E, cynku i wielu innych rzeczy. Z kolei pestki moreli są przede wszystkim najbogatszym źródłem naturalnej witaminy B17, która ma działanie przeciwrakowe.  Zatem nawet jeśli nie trenujecie, warto chyba przygotować sobie taki koktajl i potraktować go jako zdrowe uzupełnienie codziennej diety. Polecam!



Składniki (4 porcje):

250 g świeżego szpinaku
1 duży banan
400 g jogurtu naturalnego
2 łyżki pestek dyni
2 łyżki jagód goji
1 łyżka siemienia lnianego
3 pestki moreli
4 łyżeczki miodu

Przygotowanie:

Szpinak płuczemy i odsączamy na sitku. Banana obieramy ze skórki. Jagody goji, pestki dyni, siemię lniane i pestki moreli rozdrabniamy w rozdrabniaczu kuchennym. Wszystkie składniki umieszczamy w mikserze i miksujemy na jednolitą masę. Przed zmiksowaniem całości możemy zmielić pestki dyni, jagody goji i siemię lniane, tak aby całość była jeszcze bardziej jednolita.

poniedziałek, 4 maja 2015

Risotto z owocami morza i selerem naciowym

Z powodu treningów siłowych od pewnego czasu moja kuchnia jest niestety dość monotonna i królują w niej głównie dania z kurczaka, steki z wołowiny i tuńczyk w różnych postaciach, ale pomiędzy treningami staram się choć trochę różnicować domowe menu. Bardzo lubię wszelkiego rodzaju owoce morza, które zresztą są jak najbardziej na miejscu w takiej diecie, dlatego jeśli tylko nadarzy się okazja na to, aby przygotować danie właśnie z nimi w roli głównej, robię to bez zawahania. Oczywiście wolę świeże owoce morza, ale nie mam nic przeciwko mrożonym mieszankom, które można łatwo dostać w większości supermarketów, tym bardziej że to bardzo dobra podstawa do przygotowania hiszpańskiej paelli czy włoskiej pasty lub risotto.

Moja wersja risotto z owocami morza, którą postanowiłem dzisiaj przygotować, nie jest może specjalnie wykwintna, ale powinna przypaść do gustu tym, którzy lubią morskie smaki. Nie mogło w niej zabraknąć, jak w wielu innych moich przepisach na risotto, mojego ulubionego selera naciowego. To zresztą warzywo, które ze względu na świetne właściwości pojawia się w większości przygotowywanych przeze mnie dań. Dość powiedzieć, że 100 g selera naciowego to tylko 4-5 kcal, a jest w nim 86 cennych składników odżywczych (ciekawych tego, co można w nim znaleźć, zapraszam do poszperania w internecie). Podsumowując: ryż, owoce morza, seler naciowy - po prostu samo zdrowie!

Składniki:

140 g ryżu arborio
1 opakowanie mrożonych owoców morza (ok. 275 g)
2 łodygi selera naciowego
1 cebula
2 ząbki czosnku
1/2 cytryny
100 ml białego wytrawnego wina
500 ml bulionu warzywnego
2 łyżki oliwy extra vergine
1/2 pęczka zielonej pietruszki
sól i pieprz

Przygotowanie:

Owoce morza rozmrażamy zgodnie z instrukcją na opakowaniu. W garnku na rozgrzanej oliwie szklimy posiekaną cebulę. Następnie dodajemy posiekany czosnek, drobno pokrojony seler naciowy i ryż. Przesmażamy przez minutę, ciągle mieszając, po czym zalewamy całość winem. Kiedy ryż wchłonie wino, stopniowo dodajemy bulion, gotując całość na średnim ogniu bez przykrycia. Po około 10 minutach, kiedy ryż jest półtwardy, dodajemy owoce morza wcześniej wysuszone na ręczniku kuchennym. Owoce oddadzą sporo wody, dlatego po ich dodaniu nie wlewamy już bulionu (istotne jest to, że w czasie gotowania niekoniecznie musimy użyć całego bulionu). Gdy ryż jest już al dente, dodajemy sok z połowy cytryny oraz doprawiamy całość do smaku solą i czarnym pieprzem, a następnie posypujemy posiekaną natką pietruszki. Gotowe!

niedziela, 12 kwietnia 2015

Spaghetti z tunczykiem i pomidorkami koktajlowymi

We wszystkich sferach życia funkcjonują mity, w które często wierzymy (albo raczej chcemy wierzyć) bezkrytycznie. Podobnie jest w kuchni. Jednym z najpopularniejszych mitów, które zrażają nas do codziennego przygotowywania posiłków, jest zapewne ten, zgodnie z którym gotowanie jest niezwykle czasochłonnym zajęciem i tylko niektórzy szczęściarze mogą sobie na to pozwolić. Oczywiście istnieją dania, których przygotowanie zajmuje sporo czasu i wysiłku, ale istnieje też przecież mnóstwo pomysłów na szybkie, smaczne i zdrowe gotowanie (co staram się udowadniać na moim blogu). Zresztą, jeśli mam być szczery, zawsze przygotowuję posiłki na świeżo i staram się, aby na ogół były to dania, które mogę zrobić w 15-30 minut. Da się? Da się!

Na szybko najlepiej zrobić stir-fry (z ryżem lub makaronem), risotto albo włoską pastę i to właśnie te dania najczęściej gotuję. Lubię je, bo przygotowuje się je naprawdę ekspresowo i nie wymagają żadnej wirtuozerii - wystarczą świeże warzywa, dobra ryba albo kawałek mięsa, trochę przypraw, no i odrobina chęci. Tak jest i w niniejszym przypadku, czyli spaghetti (jak zwykle pełnoziarnistym) z tuńczykiem i pomidorkami koktajlowymi. Takie zestawienie stąd, że podobnie jak czosnek, seler naciowy i papryczka chili, które będą potrzebne do przygotowania tej pasty, to produkty, które zawsze staram się mieć w domu. Zresztą polecam wszystkim właśnie ten zestaw jako swego rodzaju kuchenny back-up, bo to świetna baza do przygotowania wielu dań (w tym stir-fry czy risotto).

Ale proste pasty mają jeszcze jeden niezaprzeczalny plus: można je spokojnie zjeść na zimno, na przykład jako sałatkę makaronową, dzięki czemu możecie je wziąć je sobą w pojemniku na zajęcia czy do pracy - świetnie wiedzą o tym moi znajomi z uniwersytetu, których przy okazji serdecznie pozdrawiam! ;) Spróbujcie sami!


Składniki (dla 4 osób):
320 g pełnoziarnistego spaghetti
2 puszki tuńczyka w kawałkach w sosie własnym
3 ząbki czosnku
2 łodygi selera naciowego
1 papryczka chili
250 g pomidorków koktajlowych
1/2 pęczka zielonej pietruszki
kilka gałązek świeżego rozmarynu
3 łyżki oliwy extra vergine
sól i pieprz

Przygotowanie:

Makaron gotujemy w mocno osolonej wodzie zgodnie z instrukcją na opakowaniu. W tym czasie rozgrzewamy oliwę na patelni i przez 2 minuty podsmażamy na średnim ogniu pokrojone w cienkie plasterki ząbki czosnku i łodygi selera naciowego oraz posiekaną papryczkę chili. Następnie dodajemy przekrojone na pół pomidorki koktajlowe i przesmażamy je przez 2 minuty. Po tym czasie dodajemy odsączonego i lekko rozdrobnionego widelcem tuńczyka, posiekane zieloną pietruszkę i listki rozmarynu oraz ugotowany makaron. Mieszamy dokładnie i pozostawiamy na kuchence przez kolejne 2 minuty. Całość skrapiamy jeszcze odrobiną oliwy i doprawiamy do smaku czarnym pieprzem. Gotowe!

wtorek, 7 kwietnia 2015

Wiejski pszenny chleb na drożdżach

Na wstępie mała uwaga: wbrew pozorom do upieczenia chleba w domu niewiele potrzeba. Na pewno nie trzeba żadnych maszyn do pieczenia chleba (i pewnie nawet lepiej ich nie mieć) czy innych specjalnych urządzeń - wystarczy piekarnik i naczynie, w którym upieczemy nasz domowy chleb. A do tego, że nie ma lepszego pieczywa od tego, które sami sobie upieczemy, chyba nie trzeba nikogo przekonywać...

Teraz do konkretów. To będzie wpis, który pod wieloma względami niekoniecznie pasuje do tego miejsca i jego profilu. Przede wszystkim tytuł: co to za wiejski chleb z Katowic? Cóż, przyznam, że miejsce, w którym mieszkam ma w sobie coś ze wsi - błogi spokój, obok las (wprawdzie za torami kolejowymi), sąsiad przez wiele lat hodował kilka kóz, a w okolicy często trafić można nie tylko na popularne już niemal wszędzie dziki, ale i na przykład sarny. W tytule bardziej chodzi jednak o smak: kiedy pierwszy raz upiekliśmy ten chleb jego smak i zapach, ale przede wszystkim niesamowicie chrupiąca skórka, skojarzyły mi się właśnie z wiejskim chlebem, albo może dziecięcym wyobrażeniem o nim. Przyznam, że dawno nie jadłem tak dobrego pszennego pieczywa i trudno go w ogóle porównywać z jego kupnymi odpowiednikami.

Druga sprawa to rodzaj pieczywa. Tak jak napisałem powyżej, to przepis na pieczywo z mąki pszennej jasnej. Sam staram się jak najrzadziej korzystać z tego typu mąki i raczej wybieram mąkę pełnoziarnistą (najlepiej orkiszową albo z pszenicy płaskurki), ale ponieważ obecnie nie wszyscy w moim domu mogą jeść pełnoziarnisty chleb i są skazani na pieczywo z mąki pszennej jasnej, postanowiliśmy sprawdzić inne przepisy. Ten wydał nam się szczególnie interesujący, bo nie wymaga wielkiego nakładu pracy (a jak wiadomo to w kuchni dość istotne) i bazuje na minimalnej ilości składników: mące, świeżych drożdżach, soli, cukrze i wodzie. Jego niewątpliwą zaletą jest także to, że nie może się nie udać - pod warunkiem, że będziecie mieli dobre świeże drożdże. Jeśli więc lubicie zapach i smak świeżego, chrupkiego pieczywa, koniecznie spróbujcie tego przepisu!



Składniki:

500 g mąki pszennej jasnej (typ 500)
20 g świeżych drożdży
300 ml zimnej wody
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka cukru

Przygotowanie:

Rozpuszczamy drożdże w zimnej wodzie. W misce (powinna być dość wysoka, aby ciasto mogło w niej wyrosnąć) mieszamy mąkę z solą i cukrem, wlewamy wodę z drożdżami i intensywnie mieszamy łyżką do połączenia składników. Przykrywamy folią spożywczą i pozostawiamy w ciepłym miejscu na minimum 12 godzin.

Po tym czasie bawełnianą ściereczkę posypujemy mąką i przekładamy na nią ciasto. Posypujemy ciasto mąką i zagniatamy. Ciasto zakrywamy brzegami ściereczki, tak aby mogło rosnąć i pozostawiamy na minimum 30 minut w ciepłym miejscu.

W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do 250 stopni C. Naczynie żaroodporne z pokrywą nagrzewamy w piekarniku przez parę minut. Przygotowane ciasto przekładamy od ciepłego naczynia, przykrywamy i wkładamy do piekarnika na ok. 30 minut. Po tym czasie odkrywamy naczynie i pieczemy przez kolejne 20 minut. Wyjmujemy chleb na kratkę, aby chleb nie zaparzył się od spodu. Chleb kroimy po całkowity ostudzeniu.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Śledzie z jajkiem i czosnkiem

Zbliżają się święta wielkanocne, które w tym roku, z różnych względów, będą u mnie w domu nieco mniej kulinarnie rozbuchane niż zazwyczaj. Niezależnie jednak od tego, dwóch rzeczy zabraknąć nie może: jajek i... śledzi. Jajka - wiadomo - symbol Wielkanocy. Z kolei śledzie pojawiają się co roku w moim domu na najważniejsze święta, czyli Boże Narodzenie i właśnie Wielkanoc. Samo połączenie śledzi z jajkami z początku może wydawać się dość osobliwe, ale wszyscy fani śląskiego hekele doskonale wiedzą, że to zestawienie wręcz doskonałe!

Śledzie na święta robimy od bardzo wielu lat i przez ten czas spróbowaliśmy kilkudziesięciu przepisów. Mimo to, co roku staramy się szukać nowych smaków i sprawdzać nieznane nam pomysły. Ale są też takie dania ze śledzi, do których często wracamy. Jednym z nich są tak zwane "postne śledzie", które pojawiają się co roku na obiad w Wielki Piątek, a o których być może napiszę na następne święta. Takim przepisem są też śledzie z jajkiem i czosnkiem - proste w przygotowaniu i wyjątkowe w smaku.

Tak, wiem, pomysł wydaje się szalony, ale w tym szaleństwie jest metoda. Tego rodzaju śledzie to świetna wariacja na temat wielkanocnego jajka i kolejny pomysłowy sposób na jego obecność w czasie świątecznego śniadania. Powiem więcej: takie jajko, wzbogacone czosnkiem i odrobiną curry, które dodają całości ostrości i wyrazu, cytryną, która sprawia, że danie zyskuje kwaśny posmak, i w końcu słonymi śledziami, będzie ozdobą wielkanocnego stołu. Spróbujcie sami!

Składniki:

500 g matjasów
2 żółtka z ugotowanych jajek
6-8 ząbków czosnku
2 łyżeczki curry
sok z 1/2 cytryny
oliwa extra vergine
zielona pietruszka
pieprz czarny

Przygotowanie:


Śledzie namoczyć w zimnej wodzie przez osiem do dziesięciu godzin, zmieniając ją co najmniej trzykrotnie. Ugotowane żółtka przetrzeć przez sito. Przetrzeć ząbki czosnku (w zależności od smaku, dodajemy więcej lub mniej czosnku). Połączyć oliwę z czosnkiem, sokiem z cytryny, curry i zieloną pietruszką. W litrowym słoju układać naprzemiennie pokrojone w paski śledzie i przetarte żółtka, przelewając każdą warstwę zalewą z czosnku, cytryny i curry oraz posypując ją świeżo zmielonym pieprzem.

poniedziałek, 23 marca 2015

Mule z ryżem jaśminowym, imbirem i cebulą dymką

Mule to jedna z tych rzeczy, których nie potrafię sobie odmówić, kiedy wpadną w moje ręce. To o tyle niebezpieczne, że można je dostać w coraz większej liczbie miejsc i w coraz lepszej cenie, więc też coraz częściej je przygotowuję na obiad. Najbardziej oczywiście lubię klasykę, czyli mule z czosnkiem, papryczką chili, białym wytrawnym winem i zieloną pietruszką. Uwielbiam też wersję uzupełnioną o makaron i pomidory, czyli spaghetti alle vongole.

Tym razem jednak, zamiast typowego dla mnie kierunku włoskiego, zdecydowałem się na coś bardziej wschodniego. Podstawą dania jest trójca charakterystyczna dla kuchni azjatyckiej, czyli imbir, czosnek i chili. Odstępstwem od klasyki jest też ryż jaśminowy, który dodaje się do gotujących się muli. Całość uzupełniona jeszcze tylko kilkoma kolejnymi składnikami, bez których nie obędzie się w kuchni Dalekiego Wschodu, czyli sosem sojowym oraz cebulą dymką i danie gotowe w mniej niż 15 minut!

Jedna uwaga: do tego dania najlepiej wykorzystać właśnie ryż jaśminowy, głównie ze względu na jego aromat. Niemniej istotny jest jednak czas gotowania tej odmiany oraz fakt, że zawsze pozostaje sypki i nigdy się nie skleja.

 Składniki (2 osoby):

1 kg świeżych muli
100 g ryżu jaśminowego
1 cebula dymka
2 ząbki czosnku
1 papryczka chili
1 kawałek świeżego imbiru
1 limonka
1/2 pęczka zielonej pietruszki
125 ml białego wytrawnego wina
1 łyżka sosu sojowego
2 łyżki oliwy extra vergine
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Pół godziny przed gotowaniem wkładamy mule do miski z zimną wodą, do której dodajemy odrobinę mąki, aby małże wypluły piasek. Po 30 minutach wylewamy wodę, opłukujemy i oczyszczamy muszle, a następnie suszymy je. Te muszle, które są otwarte lub pęknięte, wyrzucamy.

Zagotowujemy 175 ml osolonej wody i dodajemy do niej ryż jaśminowy. Gotujemy do wchłonięcia wody przez ryż. W tym czasie w dużym garnku rozgrzewamy oliwę i przesmażamy na niej przez minutę posiekane czosnek, chili i imbir. Następnie dodajemy mule, a po kolejnej minucie zalewamy całość winem. Gotujemy pod przykryciem 5 minut, od czasu do czasu wstrząsając garnkiem, po czym dodajemy podgotowany ryż, sos sojowy, startą skórkę i sok z limonki. Mieszamy delikatnie i pozostawiamy jeszcze na 2-3 minuty. Na koniec posypujemy całość pokrojoną cebulą dymką i posiekaną zieloną pietruszką. Przyprawiamy do smaku solą i pieprzem.

niedziela, 15 marca 2015

Penne ze szpinakiem, pomidorami koktajlowymi, migdałami i miętą

Chociaż na co dzień najczęściej przygotowuję dania mięsne i rybne, nie oznacza to, że nie zdarza mi się ugotować czegoś wegetariańskiego, a nawet wegańskiego. Ten przepis jest tego najlepszym potwierdzeniem. Jednak jeśli już biorę się za danie bezmięsne, staram się aby z jednej strony było dobrze zbilansowane, a z drugiej, jak najbardziej kolorowe. Jeśli chodzi o zbilansowanie, nacisk warto położyć przede wszystkim na warzywa bogate w białko, czyli groszek, brokuły czy kukurydzę, co pozwala zrekompensować brak mięsa w posiłku. Jeśli natomiast chodzi o kolory, stawiam po prostu na dużą ilość świeżych warzyw, owoców i ziół.

Tak jest i tym razem, a pełnoziarniste penne ze świeżym szpinakiem, czyli kolejnym warzywem bogatym w białko, wydaje się przy okazji idealnym pomysłem na Międzynarodowy Dzień Bez Mięsa, który już 20 marca! Wiem wprawdzie, że sporo osób nie przepada za szpinakiem, jednak mam nadzieję, że ten przepis przekona do niego wszystkich nieprzekonanych (i to zarówno zwolenników mięsa, jak i wegetarian). Ale ponieważ szpinak sam w sobie nie porywa smakiem, przyda się z jednej strony czosnek i papryczka chili dla ostrości, z drugiej pomidorki koktajlowe dla słodyczy. Do tego jeszcze tylko prażone płatki migdałowe, aby w daniu coś przyjemnie chrupało, oraz świeża mięta dla świeżości i więcej już chyba nic nie trzeba. Polecam!


Składniki (dla 4 osób):

200 g pełnoziarnistego penne
250 g pomidorków koktajlowych
250 g świeżego szpinaku
125 ml bulionu warzywnego
3 łyżki oliwy extra vergine
3 ząbki czosnku
1 papryczka chili
garść prażonych płatków migdałowych
kilkanaście listków świeżej mięty
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Makaron gotujemy al dente w mocno osolonej wodzie zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Na rozgrzaną oliwę na patelni wrzucamy pokrojony w cienkie plastry czosnek i posiekaną papryczkę chili. Po minucie dodajemy przecięte na pół pomidorki koktajlowe oraz bulion. Gotujemy pięć minut, a następnie dodajemy świeży szpinak. Pozostawiamy na kolejne 2-3 minut i dodajemy ugotowany makaron. Mieszamy i posypujemy całość prażonymi płatkami migdałów i świeżą miętą. Doprawiamy do smaku czarny pieprzem (i ewentualnie solą).

wtorek, 3 marca 2015

Grillowana ośmiornica

Smak ośmiornicy kojarzy mi się przede wszystkim z niezwykłymi wakacjami we Włoszech kilkanaście lat temu. Trafiliśmy wtedy do dość przeciętnego hotelu w Lido Di Jesolo, który najprawdopodobniej wszystkie trzy gwiazdki zawdzięczał swojej restauracji. Nigdy przedtem i nigdy potem nie widziałem już takiego kulinarnego przepychu w jakimkolwiek, nawet pięciogwiazdkowym, hotelu (chociaż w tych akurat nie bywam za często). Pośród wszelkiej maści dań serwowanych w formie szwedzkiego stołu, na pierwszy plan wybijały się owoce morza, a przede wszystkim ośmiornice i ośmiorniczki. Moja kilkudniowa (nadmierna) fascynacja tymi owocami morza nie zakończyła się wprawdzie najlepiej (wiadomo: co za dużo, to niezdrowo), ale sentyment do ośmiornic i ośmiorniczek pozostał do dzisiaj.

Przyznam, że już od dłuższego czasu planowałem powrócić do czasów Lido Di Jesolo, ale tym razem samemu przygotować danie z ośmiornicy. Niestety przez kilkanaście ostatnich lat do tego nie doszło. Widocznie czekałem na odpowiedni moment, a ten nadarzył się w zeszłym tygodniu, kiedy już oficjalnie zostałem doktorem nauk humanistycznych. Z tej właśnie okazji postanowiłem w końcu zmierzyć się z ośmiornicą i przyszykować coś wyjątkowego dla najbliższej rodziny.

Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że to bardzo proste i szybkie w przygotowaniu mięso, które można zaserwować na wiele różnych sposobów. Tylko jeden krok jest obowiązkowy: ośmiornicę najpierw gotujemy do miękkości w towarzystwie przypraw i warzyw. Następnie robimy już z nią to, co uznamy za stosowne - w moim przypadku było to grillowanie i nie żałuję tej decyzji! Przy okazji, warto także wykorzystać wywar, który powstaje w trakcie gotowania ośmiornicy, tak aby nic się nie zmarnowało. Świetnym pomysłem jest jego użycie do przygotowania risotto na przykład z selerem naciowym, co też uczyniłem. Do tego jeszcze tylko kieliszek białego wytrawnego wina i nic więcej nie trzeba!


Składniki (3 osoby):

Grillowana ośmiornica

1 ośmiornica (ok. 1 kg)
100 ml białego wytrawnego wina
2 cytryny
3 ząbki czosnku
3-4 gałązki świeżego tymianku
8-10 ziaren czarnego pieprzu
liść laurowy
oliwa extra vergine
sól
woda

Risotto z selerem naciowym

140 g ryżu arborio
100 ml białego wytrawnego wina
3 łodygi selera naciowego
1 duża cebula
2 ząbki czosnku
1/2 cytryny
700 ml wywaru, w którym gotowała się ośmiornica
2 łyżki oliwy extra vergine

Przygotowanie:

Do dużego garnka wkładamy zamrożoną ośmiornicę razem z jedna cytryną przekrojoną na pół, obranymi ząbkami czosnku, gałązkami tymianku, liściem laurowym oraz pieprzem. Całość zalewamy winem (można także dorzucić korek z wina - korek podobno sprawia, że ośmiornica szybciej mięknie) i wodą (ok. 1 litr). Gotujemy do miękkości na średnim ogniu (30-60 minut). Po ugotowaniu wyjmujemy ośmiornicę z garnka i studzimy do temperatury pokojowej (możemy ją ugotować nawet 24 godziny przed grillowaniem - wtedy należy ją jedynie przetrzymać w lodówce). Po ostygnięciu kroimy ośmiornicę na mniejsze części. Kilkanaście minut przed posiłkiem rozgrzewamy grilla posmarowanego oliwą i grillujemy ośmiornicę po 3-4 minuty z każdej strony. Na koniec obficie polewamy całość sokiem z cytryny i doprawiamy do smaku solą.

Na rozgrzaną oliwę wrzucamy posiekaną cebulę. Kiedy cebula się zeszkli, dodajemy posiekany czosnek i seler naciowy. Po minucie dodajmy ryż i przesmażamy przez kolejną minutę, a następnie zalewamy całość winem. Kiedy ryż wchłonie wino, dodajemy trochę wywaru i gotujemy do momentu jego wchłonięcia przez ryż. Powtarzamy kilkukrotnie, aż do momentu, kiedy ryż będzie półtwardy (ok. 15 minut). Dodajemy sok z połowy cytryny, sól i pieprz do smaku i podajemy risotto w momencie, gdy ryż będzie lekko niedogotowany (al dente).

środa, 25 lutego 2015

Chleb amarantusowy

Dosłownie wczoraj oglądałem w telewizji materiał o tym, że sprzedaż chleba w Polsce spada. Z przykrością muszę przyznać, że moja rodzina niewątpliwie przyczynia się do tego trendu, wypiekając od około roku swoje własne, domowe pieczywo. Najczęściej to chleb z pełnoziarnistej mąki orkiszowej albo z pszenicy płaskurki. Chyba nie muszę pisać, że takiego domowego pieczywa, w którego skład wchodzi jedynie mąka, woda, drożdże, oliwa, miód i sól nie sposób porównać do jakiegokolwiek kupnego chleba, a jego smak jest wyjątkowy. Jego niewątpliwą zaletą jest także to, że znacznie dłużej zachowuje świeżość.

Ale od czasu do czasu warto poeksperymentować i spróbować czegoś innego. Jako fan amarantusa nie mogłem w końcu nie spróbować chleba upieczonego z mąki wytwarzanej z tego właśnie ziarna. Od razu jednak przyznam, że pierwsza próba była nieudana, niemniej zachęcony pytaniami mojej długoletniej znajomej o chleb z mąki amarantusowej, ponownie podjąłem wyzwanie. I tym razem się udało.

To znów bardzo prosty przepis, w którego skład wchodzi 1/2 kg mąki amarantusowej i 1/2 kg mąki pszennej (najlepiej orkiszowej albo z pszenicy płaskurki), woda, drożdże, oliwa, miód i sól, ale oczywiście możecie dodać do ciasta pestki dyni, słonecznika, sezam czy siemię lniane w zależności od tego, co lubicie. To, co jednak wydaje mi się najciekawsze w tym przepisie (oprócz oczywiście niezwykłych właściwości odżywczych amaranstusa) to fakt, że mąka amarantusowa sprawia, że chleb jest dość zwarty i ma specyficzny, orzechowy smak, który nie sposób pomylić z niczym innym. Koniecznie spróbujcie!
 Składniki:

1/2 kg mąki amarantusowej
1/2 kg mąki pszennej (orkiszowej lub z pszenicy płaskurki)
20 g suchych drożdży
800 ml ciepłej wody
3 łyżki oliwy extra vergine
2 łyżki miodu
1 łyżka soli
1 łyżeczka cukru

Przygotowanie:

Wodę o temperaturze mniej więcej 50 stopni C wlewamy do miski. Do wody dodajemy cukier i drożdże, a następnie mieszamy i zostawiamy na 5 minut. Dodajemy miód i oliwę, a następnie stopniowo dosypujemy mąki i sól, ciągle mieszając (ok. 10 minut). 

Ciasto wyjmujemy na deskę posypaną mąką i chwilę wyrabiamy, a następnie pozostawiamy na 20 minut w ciepłym miejscu przykryte ściereczką. Po tym czasie ponownie zagniatamy ciasto, wstawiamy do dwóch foremek posmarowanych masłem i zostawiamy do wyrośnięcia na 20-25 minut znów w ciepłym miejscu przykryte ściereczką. Następnie wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 210 stopni i pieczemy 50-60 minut. Po upieczeniu wyjmujemy chleby z foremek i pozostawiamy do wystygnięcia.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Panna cotta

Ten przepis prędzej czy później musiał się tutaj pojawić - zresztą jak większość klasycznych przepisów kuchni włoskiej. Panna cotta, czyli dosłownie gotowana śmietanka, to klasyczny, niezwykle lekki i puszysty włoski deser. Można go podać z różnymi owocami, np. truskawkami czy owocami leśnymi, choć ja tym razem zdecydowałem się na borówkę amerykańską, której lekka kwaskowatość przyjemnie kontrastuje z kremową masą śmietankową.

Sądzę jednak, że akurat w tym przypadku nie muszę się rozpisywać, bo niemal każdy zna jej smak. Aby jednak go sobie przypomnieć, najlepiej przygotować ten deser samemu w domu. Tym bardziej, że to prosty i szybki przepis, który świetnie sprawdzi się jako dodatek do kawy albo idealne zwieńczenie spotkania z przyjaciółmi czy karnawału... Czyli najbliższa okazja, aby wypróbować ten przepis, już jutro!



Składniki (4 porcje):

400 ml śmietanki 30%
200 ml jogurtu naturalnego
1/3 szklanki cukru brązowego
2 laski wanilii
1 łyżeczka żelatyny
1,5 łyżeczki wody
125 g borówki amerykańskiej
świeża mięta do dekoracji

Przygotowanie:

Żelatynę zalewamy zimną wodą i mieszamy aż do jej całkowitego rozpuszczenia. Następnie w dużej misce łączymy ze sobą 200 ml śmietanki, jogurt naturalny i ziarenka wydrążone z obu lasek wanilii. W garnku na średnim podgrzewamy pozostałe 200 ml śmietanki i cukier brązowy, mieszając aż do rozpuszczenia cukru. Zdejmujemy z ognia i dodajemy do garnka żelatynę. Mieszamy aż do całkowitego rozpuszczenia żelatyny. Następnie dodajemy podgrzane śmietankę, cukier i żelatynę do śmietanki, jogurtu i wanilii w misce. Mieszamy, łącząc obie masy. Przelewamy całość do czterech pucharków, przykrywamy je folią spożywczą i wstawiamy do lodówki na minimum 6 godzin lub aż do ścięcia masy. Przed podaniem posypujemy borówką amerykańską i dekorujemy świeżą miętą.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Spaghetti bolognese z sercem cielęcym

Tak, wiem, serce cielęce i właściwie wszystkie mięsne podroby nie są w Polsce szczególnie popularne i nie mają w naszym kraju zbyt wielu fanów. Jednak w moim przypadku to kolejna z wielu kwestii, w których wyłamuję się z dominujących w Polsce trendów. Cielęce i drobiowe (nie wspominając już o tych z sarny czy dzika) wątroby, serca i żołądki należą do moich ulubionych rodzajów mięsa i staram się je przyrządzać, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Ale o ile nie mam problemu z pomysłami na cielęcą wątrobę czy gęsie żołądki, z sercem cielęcym nigdy nie jest tak łatwo. Dlatego tym razem postanowiłem użyć go do przygotowania wariacji na temat sosu bolognese.

W klasycznym sosie bolognese, oprócz pomidorów, marchewki, selera naciowego, cebuli i bulionu warzywnego, nie może zabraknąć boczku (lub wieprzowego podgardla) oraz mielonej wołowiny. W moim przepisie zamiast nich pojawia się właśnie serce cielęce pokrojone w drobną kostkę. Zresztą w tym przypadku cielęcina to świetny zamiennik dla wołowiny, bo to ten rodzaj mięsa, który zawsze dobrze smakuje w towarzystwie marchewki, selera naciowego i cebuli (zarówno w ossobuco, jak i na przykład żeberkach cielęcych duszonych razem z tymi warzywami). Ten pomysł wydaje mi się sam w sobie ciekawy, ale aby jednak nadać mu jeszcze odrobinę wyjątkowości, obtoczyłem serce cielęce w mące z solą, pieprzem i cynamonem, który świetnie podkręca smak delikatnej cielęciny. Spróbujcie!



Składniki (dla 4 osób):

200 g pełnoziarnistego spaghetti
2 serca cielęce
1 duża cebula
1 duża marchewka
2 łodygi selera naciowego
1 puszka pomidorów
100 ml białego wytrawnego wina
250 ml bulionu warzywnego
oliwa
1/2 pęczka zielonej pietruszki
1 łyżeczka cynamonu
mąka pszenna
sól i pieprz

Przygotowanie:

Serce cielęce oczyszczamy i płuczemy, a następnie kroimy w drobną kostkę. W miseczce mieszamy ze sobą mąkę, sól, pieprz i cynamon. Obtaczamy mięso w mące i strzepujemy jej nadmiar. Cebulę, marchewkę i seler naciowy drobno siekamy.

W dużej patelni rozgrzewamy oliwę. Obsmażamy mięso na złocisty kolor i zdejmujemy z patelni łyżką cedzakową. Dodajemy jeszcze odrobinę oliwy i na średnim ogniu powoli przesmażamy warzywa. Po około 10 minutach dodajemy na patelnię podsmażone mięso, a następnie zalewamy całość winem. Kiedy wino odparuje, dodajemy pomidory i bulion. Przykrywamy patelnię i na małym ogniu gotujemy aż do zgęstnienia sosu (od godziny do dwóch).

15 minut przed podaniem gotujemy makaron zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Ugotowany al dente makaron przekładamy do sosu na patelni, całość posypujemy posiekaną natką zielonej pietruszki i dokładnie mieszamy.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Brownie z awokado i papryczkami jalapeño

Skoro deser i na dodatek brownie to muszą być czyjeś urodziny. To już swego rodzaju tradycja, że właśnie na tę okazję przygotowuję nową (często dość kontrowersyjną) odsłonę ciasta czekoladowego. Tym razem jednak to musiało być coś absolutnie wyjątkowego, bo ciasto piekłem na urodziny mojej mamy...

Z tej okazji postanowiłem nieco poeksperymentować. Zdecydowałem się w końcu wypróbować dość klasyczne już połączenie czekolady z chili, choć w mojej wersji pojawiły się marynowane papryczki jalapeño. Ale eksperyment polegał także na próbie pominięcia tradycyjnego tłuszczu dodawanego do ciasta (masła lub oliwy) i zastąpienia go nieco zdrowszym zamiennikiem w postaci awokado. To właśnie czyni ten przepis wyjątkowym: tłuszcz w cieście pochodzi jedynie z czekolady i awokado! A gdyby dodać do tego jeszcze fakt, że w tej wersji biały cukier zastąpiłem brązowym i wykorzystałem papryczki jalapeño, można byłoby zaryzykować twierdzenie, że to kolejny pomysł na dietetyczny deser. O ile desery mogą być dietetyczne.

Ten eksperyment jednak zapewne nie przypadnie do gustu deserowym purystom. Po pierwsze dlatego, że nie jest szczególnie słodki w smaku - wręcz przeciwnie, jest raczej dość wytrawny. Po drugie, bo po raz kolejny przygotowuję brownie ze składnikami, które niekoniecznie wydają się pasować od czekolady. Po dość nietypowych wersjach z cukinią i burakami, tym razem to "meksykańska" wersja brownie ze wspomnianymi już awokado i papryczkami jalapeño. Po trzecie w końcu, ponieważ ciasto nie tylko jest wytrawne, ale z racji użycia papryczek jalapeno, jest także dość ostre. Jednak ma to też swoje dobre strony, bo ostrość papryczek świetnie kontrastuje ze słodyczą czekolady. Dlatego jeśli nie jesteście deserowymi purystami albo po prostu lubicie niebanalne desery, spróbujcie tego przepisu. Tym bardziej, że to ciasto czekoladowe smakuje jak... piernik!


Składniki (na formę 26 cm):

400 g mąki tortowej
2 awokado
2 łyżki marynowanych papryczek jalapeño
250 g cukru brązowego
100 g gorzkiej czekolady
3 jajka
2 laski wanilii
1 łyżka sody oczyszczonej
200 g jogurtu naturalnego
sól

Przygotowanie:

Awokado przecinamy na pół, wyjmujemy pestki i wydrążamy łyżeczką miąższ. Miksujemy go z cukrem i ziarnami wydrążonymi z wanilii. Kiedy całość utrze się na krem, dodajemy jajka i miksujemy jeszcze przez minutę. Następnie dodajemy startą na grubych oczkach czekoladę, a po niej sodę oczyszczoną, mąkę i szczyptę soli. Na koniec dodajemy jogurt i drobno posiekane papryczki jalapeño. Masę przelewamy do wysmarowanej masłem i posypanej otrębami formy o średnicy 26 cm. Całość wstawiamy do nagrzanego na 180 stopni piekarnika i pieczemy ok. 30-35 minut (do suchego patyczka). Po upieczeniu zostawiamy ciasto w piekarniku na kilka minut, a potem odstawiamy do ostygnięcia. Następnie posypujemy je cukrem pudrem.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Tunezyjski brik z tuńczykiem

Karnawał w pełni, stąd w tym tygodniu kolejny ciekawy pomysł, który świetnie powinien się sprawdzić na karnawałowej imprezie. Mowa o tunezyjskich brikach, czyli nadziewanych trójkątach z niezwykle cienkiego ciasta, które niestety jest raczej niedostępne w Polsce. Całe szczęście istnieją także wersję tej potrawy, do przygotowania których użyć można, znacznie bardziej u nas popularnego, ciasta filo. Oczywiście i w tym przypadku trzeba się trochę naszukać, ale na pewno jest ono dostępne w delikatesach i sklepach specjalistycznych.

Istnieje wiele wersji nadzienia do brika - począwszy od tych mięsnych, przez rybne, aż do warzywnych. W moim przypadku to wersja rybna, z tuńczykiem, kaparami, ziemniakami i miętą. Do przygotowania tego dania możecie użyć zarówno świeżego tuńczyka, jak i jego kawałków w puszcze. Warto także użyć świeżej mięty, choć jeśli mamy problem z jej dostaniem, spokojnie można zamiast niej skorzystać z zielonej pietruszki. Zresztą klasyczne przepisy na briki z tuńczykiem, kaparami i ziemniakami przygotowuje się właśnie z zieloną pietruszką, niemniej mięta dodaje całemu daniu świeżości. Zwolennicy bardziej ostrych smaków mogą także dodać do farszu harrisy, czyli pasty z papryczek chili, czosnku, kolendry, kuminu, papryki i soli.


Składniki:

8 płatów ciasta filo
200 g tuńczyka (świeżego lub z puszki)
400 g ugotowanych ziemniaków
1 łyżka kaparów
2 jajka
4 cebule dymki
2 łyżki świeżej mięty (lub zielonej pietruszki)
1 łyżeczka harrisy (opcjonalnie)
100 ml oliwy extra virgine
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie:

Ziemniaki gotujemy w mundurkach. Po ugotowaniu obieramy i przeciskamy przez praskę do dużej miski. Do ziemniaków dodajemy tuńczyka, kapary, drobno posiekaną cebulę dymkę, jedno jajko, mietę, łyżkę oliwy i harrisę (jeśli używamy). Całość mieszamy ze sobą i wstawiamy do lodówki na co najmniej 30 minut. Tuż przed przygotowaniem brików doprawiamy farsz solą i pieprzem.

Nagrzewamy piekarnik do 180ºC. Płat ciasta filo rozkładamy na desce, pędzelkiem smarujemy go z wierzchu oliwą. Następnie kładziemy na nim kolejny płat ciasta i również smarujemy oliwą. Tak przygotowane ciasto kroimy na podłużne pasy o szerokości ok. 10 cm. Na skrajną prawą dolną część nakładamy łyżkę farszu. Składamy część ciasta z farszem w trójkąt i przekładamy w kolejne trójkąty aż farsz zostanie szczelnie zawinięty w ciasto. Smarujemy z wierzchu rozmąconym żółtkiem, aby brik przyrumienił się w czasie pieczenia. Tę samą procedurę powtarzamy formując kolejne trójkąty. Gotowe briki wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy przez ok. 20 minut.

niedziela, 4 stycznia 2015

Sałatka z awokado i małży

Okres świąteczny powoli dobiega końca. Z jednej strony trochę żal, bo to ten czas w roku, kiedy gotuje się w niepowtarzalny (choć też dość ciężkostrawny) sposób. Z drugiej jednak strony, może to i dobrze, że to już koniec, bo w nadchodzący karnawał kulinarnie wkroczyć można z równie ciekawą, choć znacznie lżejszą kuchnią. Jednym z takich pomysłów na początek roku, ale i na karnawałową imprezę jest efektowna sałatka z awokado i małży, która świetnie smakuje i robi wrażenie pod względem wizualnym, a to w karnawale równie istotne, co smak!

Na wstępie jedna uwaga: kluczowa w tej sałatce jest obecność awokado, jednak małże spokojnie można zamienić na inne owoce morza i w zależności od gustu, dostępności czy ceny zdecydować się na krewetki, homara czy kałamarnice. Sam użyłem vongoli w słoiku, które świetnie sprawdzają się do tego typu sałatek. Druga uwaga dotyczy awokado: danie to można podać w formie tradycyjnej sałatki w misce, ale można także wykorzystać do podania połówki awokado, które pozostaną nam po wydrążeniu miąższu. Aby jednak połówki zachowały formę i nie rozpadły się pod ciężarem sałatki, zdradzam wieloletni patent stosowany przez moją mamę: zaraz po wydrążeniu miąższu połówki należy włożyć na kilka godzin do zamrażarki i wyjąć je z niej tuż przed podaniem. Dzięki temu tak podana sałatka sprawdzi się także jako orzeźwiające danie w czasie lata.

I na koniec jeszcze jedno: zaletą tego przepisu jest fakt, że sałatkę możecie przygotować kilka godzin przez imprezą. Trzeba tylko pamiętać o jednym - zaraz po wydrążeniu miąższu należy go skropić sokiem z cytryny albo limonki, tak aby nie ściemniał. Potem możemy połączyć go z resztą składników i wstawić do lodówki, gdzie będzie spokojnie czekał na swój czas.

A tak w ogóle: szczęśliwego Nowego Roku!


Składniki (8 porcji):

4 awokado
2 słoiczki vongoli
2 szalotki (albo cebule dymki)
1 cytryna
świeża bazylia
cukier puder
sól i pieprz

1 łyżeczka musztardy (francuskiej lub dijon)
50 ml białego octu winnego
1 szalotka
1 jajko ugotowane na twardo
50 ml oliwy extra vergine
50 ml oleju (np. z orzechów włoskich)

Przygotowanie:

Awokado przecinamy na pół, wyjmujemy pestki i wydrążamy łyżeczką miąższ. Wydrążone połówki awokado wkładamy do zamrażarki. Miąższ kroimy na mniejsze kawałki i przekładamy go do miski. Do awokado dodajemy sok z jednej cytryny, drobno posiekaną szalotkę, vongole i posiekane liście bazylii. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem oraz, jeśli to konieczne, cukrem pudrem (warto skorzystać właśnie z niego, aby cukier krystaliczny nie chrzęścił w zębach). Całość wkładamy do lodówki i wyjmujemy 30 minut przed podaniem.

Następnie przygotowujemy sos do sałatki. Gotujemy jajko na twardo. Mieszamy musztardę z octem winnym, dodajemy drobno posiekane jajko i szalotkę, a następnie powoli wlewamy oliwę i olej, ciągle mieszając.

Przed podaniem wyciągamy połówki awokado z zamrażarki, napełniamy je sałatką i polewamy całość sosem. Dekorujemy według własnej inwencji, wykorzystując różnego rodzaju sałaty, kiełki czy krem z octu balsamicznego (jak na zdjęciu).