Wpis z poprzedniego tygodnia zacząłem od tego, że od czasu do czasu w małych, niepozornych sklepach z mięsem i rybami można trafić na naprawdę niezwykłe rzeczy. Dosłownie dzień później, we wtorek, w jednym z takich sklepów z niemałą radością odkryłem, że w sprzedaży pojawiły się policzki i golenie wołowe. Po krótkim przepytaniu ekspedientki okazało się, że to dopiero drugi raz, kiedy dostała te rodzaje mięsa. A ponieważ zawsze jestem żądny nowych kuchennych wrażeń, bez zastanowienia wziąłem zarówno policzki (które idealnie sprawdziły się jako danie główne), jak i goleń (który z kolei trafił do powstającego akurat pasztetu).
I dlatego dzisiaj pomysł na rodzaj mięsa, który do tej pory chyba dość rzadko gościł na stołach w Polsce, ale który od wczoraj, za sprawą jednego z programów kulinarnych, zapewne będzie się na nich pojawiał znacznie częściej. Kto by pomyślał, że dzięki mojemu małemu sklepikowi z mięsem jestem na bieżąco z nowinkami pojawiającymi się w jednym z najpopularniejszych kulinarnych show w Polsce... Wprawdzie wczoraj w roli głównej występowały policzki wieprzowe, ale ja zdecydowanie wolę wołowe. Niestety, jak się okazało, jest z nimi trochę roboty i tym razem na pewno nie będzie to przepis prosty i błyskawiczny w przygotowaniu, ale efekt końcowy na pewno wart jest wysiłku. Powiem tylko, że to jedno z najlepszych mięs, jakie jadłem w życiu.
Teraz jednak najgorsza część, czyli jego przygotowanie. Po pierwsze, jeśli chcemy, aby mięso po upieczeniu było kruche i rozpływające się w ustach (co w przypadku wołowiny jest szczególnie trudne do uzyskania), policzki trzeba zamarynować dzień przed ich upieczeniem. Dzięki temu mięso skruszeje, ale także nabierze smaku i aromatu (w tym przypadku niesamowitej mieszanki papryczek jalapeño, kawy espresso, miodu, kminu rzymskiego i kolendry) . Po drugie, pieczenie policzków wymaga sporo czasu. Po zamarynowaniu i wstępnym opieczeniu, najlepiej wstawić je do piekarnika nagrzanego na ok. 130-140 stopni i piec co najmniej przez trzy i pół, a nawet cztery godziny. To dość długo, ale innego wyjścia nie ma.
Do przygotowania mojej wersji policzków wołowych zainspirował mnie przepis, na jaki trafiłem jakiś czas temu w sieci. Dostosowałem go do dostępnych w moim domu półproduktów, choć starałem się jak najbardziej zachować oryginalny meksykański charakter tego dania. Podałem je z aromatycznym i pikantnym ryżem po meksykańsku, który przygotowywałem kiedyś jako dodatek do fajitas (http://kuchnia-dr-marceli.blogspot.com/2013/11/fajita-z-kurczaka-z-ryzem-po_20.html) oraz rukolą z lekkim dressingiem... Koniecznie spróbujcie tego dania!
Składniki (2 osoby):
1 policzek wołowy (ok. 400 g)
150 ml bulionu warzywnego
150 ml ciemnego piwa
2 łyżki posiekanych papryczek jalapeño
4 ząbki czosnku
2 łyżki oliwy extra vergine
1 łyżka miodu
1 łyżka masła
1 łyżeczka kawy espresso
1 łyżeczka zmielonych migdałów
2 łyżeczki kminu rzymskiego
2 łyżeczki mielonej kolendry
1 łyżeczka słodkiej papryki
3 limonki
sól i pieprz
Przygotowanie:
Oczyszczamy policzki z nadmiaru tłuszczu i umieszczamy w naczyniu. Mieszany ze sobą papryczki jalapeño, posiekany czosnek, oliwę, miód, masło, espresso, migdały, kmin, kolendrę i słodką paprykę. Następnie dokładnie smarujemy marynatą policzki. Mięso przykrywamy i marynujemy przez noc w lodówce.
Wyjmujemy co najmniej 30 minut przed pieczeniem. Mięso wyciągamy z marynaty. W naczyniu, którego będziemy mogli użyć na kuchence i w piekarniku, rozgrzewamy odrobinę oliwy i opiekamy policzki. Kiedy mięso jest już opieczone ze wszystkich stron, wyciskamy do naczynia sok z limonek oraz wlewamy bulion i ciemne piwo. Zagotowujemy i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 130 stopni. Pieczemy pod przykryciem przez trzy i pół / cztery godziny. Po upieczeniu mięso powinno być kruche i dosłownie rwać się w rękach.
Upieczone mięso wyjmujemy z naczynia, a pozostałe płyny redukujemy do gęstego sosu, którym polewamy mięso.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz